Szukaj

poniedziałek, 27 lutego 2012

Wstyd nie zobaczyć (recenzja)

Wstyd / Shame
(2011)
reż. Steve McQueen
Ocena: ●●●●●●


"Wstyd" Steve'a McQueena okazał się zbyt pornograficzny dla większości multipleksów w Polsce i zbyt niepoprawny dla oscarowej kapituły. Fani grającego w filmie główną rolę Michaela Fassbendera szybko przekazali Akademii prosty komunikat: "Shame on you, Mr. Oscar, shame on you!" ("Wstyd, Panie Oscar, wstyd!").

Obraz McQueena nie jest filmem grzecznym. To dramat erotyczny, często jednak ocierający się o pornografię. Reżyser bawi się konwencją, w żywe oczy kpi z widza i z zasad rządzących współczesnym kinem. Jednak robi to w sposób niezwykły. Trudno nie zwrócić uwagi chociażby na jego długie, często kilkuminutowe ujęcia, będące prawdziwym wyzwaniem dla aktorów.

To właśnie niezwykła gra aktorska jest tym, co jako pierwsze rzuca się w oczy we "Wstydzie". I nie chodzi tu wyłącznie o liczne sceny nagości i seksu, ale właśnie o wspomniane wcześniej ciągnące się w nieskończoność ujęcia. Fassbender, grający Brandona Sullivana, uzależnionego od seksu 30-latka, swoją rolę zagrał bezbłędnie. Poszukujący coraz to nowych erotycznych doznań Sullivan, jest tak naprawdę samotnym, targanym silnymi emocjami mężczyzną, który nie jest w stanie zapanować nad swoim libido. Dodatkowo nagle wprowadza się do niego siostra. W rolę samotnej, poszukującej miłości i szczęścia Sissy wcieliła się Carey Mulligan.

Nie jest to jednak ta Carey Mulligan, którą pamiętamy jako niewinną małolatę w "Była sobie dziewczyna". Przez dwa lata Brytyjka zdążyła stać się kobietą - piękną, odważną i bezkompromisową aktorką. I wyraźnie widać to właśnie we "Wstydzie". Zarówno jej rola, jak i kreacja Fassbendera zasłużyły w najgorszym wypadku na nominację do Oscarów, a być może i na same statuetki.

Dlaczego więc na Oscarowej gali zabrakło choćby jednego akcentu ze "Wstydu"? Powody są dwa. Pierwszym oczywiście są kontrowersje wokół filmu. Hollywood wciąż woli swoje cukierkowe i patetyczne produkcje, które choć często dotykają tematów ważnych, pokazywane są przez grubą, zbrojoną szybę z napisem "poprawność polityczna i obyczajowa". Drugim powodem jest to, że "Wstyd" mimo wszystko jest filmem artystycznym, a filmy artystyczne skazane są na błąkanie się po niszach i zakurzonych starych kinach i rzadko trafiają na gale, jak ta organizowana przez Akademię.

"Wstyd" to film niezwykły ze względu na niekonwencjonalne zabiegi reżysera, kapitalną grę aktorską, czy przepiękną muzykę. I choć to film niemal pornograficzny, seks i nagość tak naprawdę grają w nim drugie, czy trzecie skrzypce. Jest to bowiem film o samotności. O potwornej, wydzierającej pustkę w sercu samotności, która zmusza człowieka do czynów, których sam by się po sobie nie spodziewał. I choć można mu zarzucić, że historia w nim opowiedziana jest banalna, a reżyser serwuje widzom wulgarność i pornografię, to bije z tego filmu smutny, choć prawdziwy obraz człowieka. Współczesnego człowieka, który szuka swojego miejsca w życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz